środa, 14 sierpnia 2013

wtorek, 11 czerwca 2013

Beskid Mały

Wyjazd z Krakowa o 6 rano. Na miejscu czyli Przełęczy Kocierskiej byliśmy około 8. Wcześniej w Andrychowie zaopatrzyliśmy się w izotoniki, batony itp. Samochód zaparkowaliśmy przy ośrodku wypoczynkowym Kocierz. Tak przy okazji to naprawdę świetny kurort. Szybkie złożenie rowerów i ruszyliśmy zielonym szlakiem przez Kocierz Górny na Łamaną Skałę.





Po drodze mieliśmy w pewnym momencie idealny widok na Babią Górę, Masyw Pilska, Rysiankę oraz jak się dobrze przyjrzało również tatry - chociaż je na zdjęciu nie za bardzo widać...


Chwila przerwy na kontemplacje ;)


Po tym postoju nadeszły chwile zwątpienia. Jedna z najgorszy rzeczy jakie może się zdarzyć na dalszym tripie ... urwany hak w moim Aceku. Całe szczęście przerzutki nie wciągnęło w szprychy i się nie pokrzywiła - szprychy też całe. Co robić?? Wracamy do Andrychowa szukamy sklepu rowerowego?? A ta dziurka w haku to po co?? Wkręcenie ośki w ową dziurkę - nagwintowana, pasuje idealnie i jedziemy dalej :))
ISTNY CUD. Wprawdzie już za bardzo nie skakałem, ale jakoś szczególnie tej konstrukcji nie oszczędzałem. :) 

fotka zrobione już po całej wycieczce.

Wprawdzie z tyłu już trybów się zmieniać nie dało, ale przód chodził bez zarzutów ;)

Dalej szlak na Łamaną Skałę był bardzo urokliwy. Większość to oczywiście podjazdy, ale takie które zdecydotywanie można zrobić w siodle. Kilka fotek przedstawiających sytuacje, ostatnie już ze szczytu Łamanej.








Na szczyt Laskowca według oznaczeń zostało niecałe 5 km, pogoda i czas były dobre także ruszyliśmy dalej. Doga usłana była Bukami, jeden się bardzo powyginał, więc Jacek przetestował go pod względem wspinaczkowym. 



Na szczycie Leskowca obserwowaliśmy strażaków na quadach i innych ludzi ;)





Na zjeździe do Łamanej złapałem kapcia, ale szybka zmiana dętki i równie szybki powrót Jaca do schroniska po pompkę załatwił wszystko ;) Kilka ciekawych ujęć na skałkach w okolicach Czarnego Gronia i do auta




Wycieczka jak najbardziej udana. Wymagająca - duża jazdy interwałowej góra dół. Świetne widoki. Polecam wszystkim endurakom ;) Kondycja jakaś musi być, żeby to objechać w jakieś 6 godzin. Tą trasą wychodzi jakieś 30 km. Poniżej zamieszczam dokładny opis trasy z serwisu szlaki.net

piątek, 24 maja 2013

Beskid Wyspowy

Długo planowany wypad na Enduro Trophy w Wilkowicach niestety nie doszedł do skutku. Postanowiliśmy jednak jakoś powetować sobie ten start. Na niedziele zapowiadali piękną pogodę, zero deszczu, temperatura znośna. Wybór padł na Beskid Wyspowy, żaden z nas tam nigdy nie był więc tym bardziej chcieliśmy odkryć nowe trasy. Z Krakowa wyjazd o 6 rano, na miejscu (Tymbark) byliśmy koło 8. Miejsce parkingowe mieliśmy vipowskie - jedno stanowisko obok domu sołtysa ;)

Szybkie przestudiowanie pobliskiej mapy i w drogę.



Pierwszy podjazd zrobiliśmy na Łopień. Z początku łagodny, potem coraz mocniej trzeba była naciskać na pedały, aż w końcu trzeba było zejść z roweru. 


Po morderczym podejściu mała przerwa przy chatce myśliwskiej Huberta


Następnym celem miał być najwyższy szczyt wyspowego - Mogielica. Z początku nie bardzo wiedzieliśmy którędy na nią się dostać, ale po zjeździe z Łopienia do wsi Chyszówki byliśmy już blisko wjazdu na szlak prowadzący na szczyt Mogielicy.

Kilka fotek na przełęczy Rydza-Śmigłego i w drogę.




Wjazd na Mogielicę zielonym (ROWEROWYM !!) to istna katorga (przynajmniej dla rowerzystów). 80 % czasu to podchodzenie i pchanie roweru. Kamienie wielkości telewizorów uniemożliwiały skutecznie wszelkie próby podjazdu. Na szczęście na górze nasze męczarnie zostały docenione :)

Idealny widok na Gorce, pozostałą część Wyspowego, Babia Góra, panorama Tatr itp..






Szczyt Mogielicy był jakieś 15 minut od nas.


Na samym szczycie (wieża widokowa) widoki jeszcze lepsze niż na polance 15 minut wcześniej.

Na drogę powrotną wybraliśmy szlak niebieski do Jurkowa. Z góry wyglądał bardzo ciekawie, jednak również okazał się totalną rypanką na kamieniach. Wycieczka generalnie bardzo udana, świetna pogoda, świetne widoki, jednak zabrakło trochę ścieżek na których można by osiągnąć większe prędkości bez uczucia, że ja i rower zaraz rozlecimy się na kawałki na wszech obecnych luźnych kamieniach.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Pierwsze wiosenne kilometry

Piękne niedzielne popołudnie zostało wykorzystane na przejażdżkę poza Kraków. Z Pauliną wybraliśmy się w stronę Tyńca. Dojazd jest prosty, cały czas sunie się "wisłostradą" wzdłuż Wisły. Do samego Tyńca w sumie nie udało nam się dojechać. Zatrzymaliśmy się przy sztucznym torze kajakowym i tam miło spędziliśmy dłuższą chwilę ;). Droga powrotna prowadziła przez dobrze znany wszystkim krakowskim bikerom Lasek Wolski.




Szybkie skonsumowanie "kroszatna" z lidla przywróciło energię i można było zaliczyć jeszcze Kopiec Piłsudskiego. Paulina już odpuściła, ale pojawił się równie mocny zawodnik ;)


Jacek miał kolarzówkę więc żeby dotrzymać mu tempa musiałem "wypluwać płuca" na każdym podjeździe.


piątek, 29 marca 2013

wtorek, 12 marca 2013

Zdjęcie

Dzisiejsze szkolenie z kolekcji Kellysa rozpoczęło się niezłym śniadaniem w Galerii Kazimierz. Czekając na kolegów z ekipy wszedłem do Empiku zobaczyć czy coś ciekawego pojawiło się w prasie kolorowej. Przeglądając wiele ciekawych magazynów o tematyce sportowej jeden wyjątkowo mocno przyciągnął moją uwagę. Okładka "Tatry TPN" wyglądała dziwnie znajomo.

Po chwili skojarzyłem, ze podobne zdjęcie zrobiłem w poniedziałek na Hali Gąsienicowej w Tatrach.



Nie było oczywiście takiej ilości puchu ;)

sobota, 9 marca 2013

pod chłopkiem

Ostatnie kilka dni były bardzo nie sprzyjające wszelkim aktywnościom turystycznym. Deszcz, chłód, ciapa... Na profilu Rysianki również zaczęli się martwić i ostatnie posty zaczynają się od słów: dramat, późna wiosna itp. Późnym latem lub wczesną jesienią 2012 odwiedziłem z kolegą Przełęcz pod Chłopkiem, aby troszkę zrekompensować sobie aurę za oknem przypomnę ten wypad.

Przełęcz Pod Chłopkiem uchodzi za jeden z najtrudniejszych szlaków w tatrach, mój doświadczony kolega Jacek stwierdził nawet, że było trudniej niż na Orlej Perci. Ja na Orlej nie byłem, a Chłopka wspominam raczej dobrze. Oczywiście narzeczonej bym tam w życiu  nie zabrał, pod Czarnym Stawem mogła by co najwyżej poczekać ;))

Około 9 byliśmy na Morskim Oku, pogoda była tragiczna, mleko wylało się na wszystko. Widoczność może 20 metrów... Turyści fotki uparcie trzaskali... i jedynie podpis pod zdjęciem umieszczonym na fb "w tle morskie oko", "w tle rysy" mogły zdradzać gdzie ta osoba się znajduję :D


tak to mniej więcej wyglądało na Czarnym Stawie

W tym miejscu mieliśmy małe wątpliwości czy jest sens wyjść wyżej, czy lepiej pospacerować sobie po Krupówkach. Poszliśmy jednak wyżej, przez pierwsze pół godziny nie było widoków, żeby coś się miało zmienić. Słońce czasem tylko resztą sił wpuściło swój promień w wszechobecne mleko.


W jednym momencie jednak słońce zaczęło dominować i przed nami stanęły potężne skały. Swoją drogą był to jeden z ciekawszych momentów jakich doświadczyłem w górach, kiedy z nicości wyłania się zarys skał.
Potem było już tylko lepiej...




Na szczycie zastaliśmy morze chmur, czyli całe to "dziadostwo" było pod nami ;). Dziadostwo świetnie skomponowało się z całym krajobrazem i udało się nam zastać zjawisko na które wielu poluje od dawna.
Strona słowacka również była w chmurach. Podsumowując był to jeden z moich najlepszych wypadów.
Podczas schodzenia znowu weszliśmy w mleko, które nie opuściło nas do samego Czarnego Stawu.

Wycieczkę polecam raczej doświadczonym turystom o nie najgorszej kondycji.
Czas przejścia zielonym szlakiem znad czarnego stawu to około 2:30h.